Cena przysięgi
Francuski Batalion Szturmowy SS w bitwie o Berlin
Data wydania: 2018
Data premiery: 30 stycznia 2018
ISBN: 978-83-7674-620-3
Format: 145 x 205
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 368
Kategoria:
39.90 zł 27.93 zł
Ostatni żołnierze 33 Dywizji Grenadierów Waffen-SS „Charlemagne” w trakcie bitwy o Berlin.
Bazą dla sformowania w lutym 1945 roku dywizji „Charlemagne” był walczący w szeregach Waffen-SS Legion Ochotników Francuskich przeciw Bolszewizmowi, a następnie Francuska Ochotnicza Brygada Szturmowa SS. Wobec krytycznej sytuacji oddziałów niemieckich na Pomorzu dywizję rozmieszczono w rejonie miejscowości Czarne (Hammerstein). Po ciężkich walkach, pod naporem przeważającego przeciwnika, jednostka została zmuszona do chaotycznego odwrotu. Jego skutkiem był jej rozpad i unicestwienie.
Tylko kilkuset żołnierzy ze zdziesiątkowanej formacji przybyło do punktu zbornego w niemieckim Neusterlitz. Z tych, którzy postanowili nie składać broni, utworzono Batalion Szturmowy SS w sile 300 żołnierzy, włączony następnie do ostatecznych walk rozgrywających się w ruinach Berlina.
Pomimo naporu Armii Czerwonej Francuzi pozostali wierni złożonej przysiędze. Ponosząc ciężkie straty, odpierali kolejne ataki mimo zbliżającej się nieuchronnie klęski.
W niniejszej książce przedstawiono nie tylko znane już powszechnie fakty. Autor próbuje rzucić nowe światło na tamte dni przełomu kwietnia i maja 1945 roku. Oddaje głos naocznym świadkom, których wspomnienia ukazują się drukiem po raz pierwszy.
Tekst uzupełniają zdjęcia archiwalne oraz specjalnie przygotowane, barwne fotografie mundurów i wyposażenia francuskiego Batalionu Szturmowego.
Tomasz Borowski. Pasjonat historii, badacz dziejów cudzoziemskich formacji ochotniczych Waffen SS. Interesują go szczególnie jednostki skandynawskie, francuskie oraz walońskie, zaangażowane w krwawe boje w schyłkowym okresie II wojny światowej.
Dzięki kontaktom z wieloma autorami i historykami ma dostęp do unikalnych, nieznanych szerszemu gronu archiwów. Dotyczy to zarówno materiałów wspomnieniowych jak i fotograficznych.
W swych publikacjach stara się nie powielać dobrze znanych faktów. Przybliża za to i odkrywa tajemnice oraz ciekawostki, będące symbolami tamtych tragicznych, ostatnich tygodni największego z dotychczasowych konfliktów zbrojnych.
(Fragment rozdziału drugiego)
Stolicę otaczał nimb sławy. Kanclerz Hitler dokonał wyboru, zwyciężyć w niej lub umrzeć tam, a Rosjanie byli gotowi na wszystko, by zdobyć ją jak najszyb-ciej.
Wieści o misji do Berlina rozeszły się po kwaterach lotem błyskawicy. Każdy z żołnierzy miał wybór: walka do końca albo pozostanie na tyłach.
Oddział sformowano natychmiast. Składał się w całości z 57 Batalionu SS45, jednej kompani z 58 Batalionu SS oraz Kompanii Honorowej.
Rostainga i jego ludzi przepełniała duma, gdyż jako jedyna kompania z 58 Batalionu zostali wybrani do wyjazdu do Berlina. Wszystkie pozostałe jednostki bojowe z „Charlemagne” miały zostać przygotowane do wyruszenia w drugim eszelonie, dzień później.
Rozdano amunicję i broń. Prawie każdy z grenadierów 57 Batalionu został uzbrojony w karabinek automatyczny Stg44. Ochotnicy z kompanii Rostainga nie mieli tyle szczęścia. Tylko jeden na trzech żołnierzy otrzymał tę broń. Każdy pluton wyposażono w ciężki MG 42. Nie zapomniano rzecz jasna o groźnych pancerfaustach (granatnikach ręcznych). Po raz pierwszy i ostatni hojnie rozdano racje żywnościowe, jednak wielu ochotników wolało włożyć do kieszeni więcej amunicji niż jedzenie. Wcześniej, około 10 kwietnia, jednostka otrzymała również nowe mundury maskujące, składające się z kurtki i spodni kamuflażowych uszytych z materiału drelichowego o wzorze groszkowym. Tutaj znowu ludzie Rostainga poczuli się pokrzywdzeni, gdyż zabrakło dla nich całych kompletów. Dostali jedynie spodnie górną część umundurowania stanowiły tradycyjne bluzy uszyte z sukna feldgrau.
Robert Soulat wspomina, że jego towarzysze nigdy wcześniej nie byli w tak świetnej formie jak właśnie wtedy. I faktycznie ich entuzjazm przypominał mu „tych zwycięskich niemieckich żołnierzy z pierwszych dni wojny”. Ich morale było wręcz doskonałe. I po raz pierwszy widział w ich oczach ten płomień. Palili się do walki na śmierć i życie. Jakby przeczuwali, co ich czeka.
Podobnie, choć z nieco większą dozą fatalizmu, wypowiadał się po wojnie Louis Levast, żołnierz Kampfschule Dywizji „Charlemagne”:
W połowie kwietnia generał Krukenberg oznajmił nam, że przypadł nam w udziale zaszczyt uczestniczenia w obronie Berlina, wraz z innymi kompaniami „Charlemagne”, w całkowitej liczbie 700 ludzi. Oświadczył nam mianowicie:
– Towarzysze, zostaliśmy wybrani przez Führera, żeby bronić u jego boku stolicy Rzeszy przed inwazją Europy, prowadzoną przez hordy stalinowskie. Dzięki naszej walce i naszemu poświęceniu nie dopuścimy, żeby wkroczyła doń dzicz Czerwonych, Sieg Heil.
Wszyscy przyjęli to przemówienie z entuzjazmem, okrzykami Hurra, widząc się już, jak walczą ramię w ramię z Adolfem Hitlerem. My jednak nie mieliśmy złudzeń: nie wierzyliśmy już w nową broń, pozostawało nam już tylko walczyć do końca, żeby uszanować naszą przysięgę wierności i żeby dokończyć życia w walce, aniżeli zginąć w rowie od kuli w plecy.
Decyzja o wyruszeniu na bój o Berlin przyniosła nam wszystkim prawdziwą ulgę. Jeśli o mnie chodzi, to mówiłem sobie in petto, w czasie gdy moja grupa uczestniczyła w kopaniu rowów przeciwczołgowych:
– Zastrzelą mnie w rowie takim jak ten.
Francuski Batalion Szturmowy opuścił Carpin 24 kwietnia 1945 roku o godz. 5:30 i udał się w kierunku Strelitz-Alt. Właśnie stamtąd o godz. 8:30 wyruszył w kierunku Berlina konwój około 15 ciężarówek marki Ford V 3005, wypożyczonych przez Luftwaffe, i kilku aut osobowych. Pojazdy, zabierając około 40 ludzi każdy, były przeładowane poza granice rozsądku.
Podczas gdy francuscy esesmani zbierali się do wyjazdu, na rynku w Strelitz-Alt zobaczyli czarną limuzynę jadącą z dużą prędkością. Za kierownicą siedział nie kto inny jak sam SS-Reichsführer Heinrich Himmler! Krukenberg, jego adiutant Pachur oraz oficer dyżurny Patzak natychmiast stanęli na baczność. Przejeżdżający obok kolumny mercedes zwolnił, ale się nie zatrzymał. Himmler nawet na nich nie spojrzał. Auto zniknęło w oddali tak szybko, jak się pojawiło. Cała trójka była mocno zaskoczona i oczywiście rozczarowana. Reichsführer nie zatrzymał się i nie dokonał inspekcji oddziału… Po chwili refleksji wszyscy wrócili do swoich obowiązków.
Krukenberg skomentował po wojnie tę sytuację tak:
Później odkryłem, że Himmler musiał wracać właśnie ze spotkania z hrabią Bernadotte w Lubece (Lübeck). Wiedział na pewno o naszych rozkazach i skoro chciał negocjować zawieszenie broni, to powinien nas powstrzymać przed wyjazdem do Berlina albo przynajmniej poinformować o zaistniałej sytuacji. Nie mam wątpliwości, że mijając nas, Himmler po prostu chciał uniknąć tej bolesnej konieczności.
Darek –
Czekam jak się ukaże i kupuję .Dajcie tylko znać
margreth –
PRZEMOWIENIE ADOLFA HITLERA
z dn.28 IV 1939 w Reichstagu w sprawie Polski
ze wspanialym komentarzem pana Tomasza Grygucia
https://youtu.be/qVNzP5ihNts
pozdrawiam
OT –
Kilka lat temu mialem okazje spotkac 100-latka, Francuza, ktory byl czlonkiem tego batalionu, opowiadal mi o walkach w Berlinie, pokazywal blizny po tym jak 5maja dostal odlamkiem ruskiego pocisku. Pochodzil z Alzacji, przeszedl dlugi szlak bojowy na wschodzie, niesamowite.