Plon
Grzegorz Kopiec
Data wydania: 2023
Data premiery: 5 września 2023
ISBN: 978-83-67639-88-0
Format: 145/205
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 416
Kategoria: Fantastyka i groza, Kryminał, sensacja, thriller
49.90 zł 34.93 zł
Spokojne życie sześcioosobowej rodziny nagle zmienia się w koszmar.
Pochłaniająca bez reszty powieść z pogranicza thrillera i grozy.
Wraz z wkroczeniem w pełnoletność, Krzysztof, najstarsze z dzieci Wojtalów, umiera w niejasnych okolicznościach. Nikt początkowo nie dostrzega w tym zdarzeniu wiszącego nad rodziną fatum, jednakże kiedy rok później ginie kolejne dziecko, i to również w dniu swoich osiemnastych urodzin, nie ma już wątpliwości, że ktoś celowo pozbawia życia członków tej rodziny. Co więcej, okazuje się, że morderstwa w jakiś sposób przypominają okoliczności, w jakich ojciec rodzeństwa, Jerzy Wojtala, otarł się o śmierć.
Lecz pozostała jeszcze dwójka dzieci i Jerzy wie, że musi rozliczyć się z przeszłością, jeśli chce je ocalić. Tymczasem wydaje się, że pojawiające się znaki świadczą o tym, że zbrodnia, którą popełnił w młodości, nie uległa przedawnieniu, a jej ofiara postanowiła ukarać Wojtalę i zebrać śmiertelny plon.
Z karetki wyszła wpierw lekarka, a za nią mężczyzna, wyglądający na wystraszonego całą sytuacją, do którego kobieta zwracała się: „panie Tadeuszu”. Rafałowi nie umknęło jednak, że w wyrazie jego twarzy było coś niezdrowego, jakby cierpiał na jakąś chorobę psychiczną. Wtem z ust mężczyzny rozległ się bełkotliwy okrzyk, który choć wybrzmiał w radosnym tonie, sprawiał wrażenie, jakby jego autor był zalany w trupa. Mimo to Rafał zrozumiał słowa, nie zrozumiał jednak ich przesłania.
– Niebieski! – krzyknął mężczyzna, po czym dodał nieco ciszej: – Jesteś ze snu, ze snu, niebieski?
Rafała zaskoczyła ta nagła reakcja na jego osobę i przez moment nie wiedział, jak się zachować. Widząc jego zmieszanie, lekarka poprosiła, aby się tym nie przejmował, i zaproponowała, że usiądzie razem z pacjentem z tyłu.
W samochodzie nie rozmawiali. Rafał uznał, że nie wypada, zwłaszcza że lekarka z zainteresowaniem przyglądała się Tadeuszowi i notowała coś w telefonie. Jednakże po kilku minutach jazdy rozbrzmiało chrapnięcie, co skłoniło Rafała do tego, aby się obejrzeć. Mężczyzna z tyłu spał. Miał głowę opartą o szybę i lekko rozchylone usta, którymi poruszał, lecz nie wypowiadał przy tym żadnych słów. Zwrócił też uwagę, że jego prawe ramię pracuje, jakby się drapał, ale nie sposób było zobaczyć jego dłoni, bardziej się nie wychylając. Spojrzał więc przed siebie na majaczący w oddali budynek szpitala. Przed nimi ostatnie trzysta metrów wspólnej podróży.
– Umarła. Ona. Ona dzisiaj umrze, mówię umrze dzisiaj – powiedział niespodziewanie Tadeusz.
Słowa te zmroziły Rafałowi krew w żyłach. Miał wrażenie, jakby jego kręgosłup zamienił się w gruby sopel lodu. Wypowiedź bowiem w jakiś niepojęty sposób odniósł do obaw Moniki i gdyby nie obecność lekarki, wdusiłby hamulec i domagał się wyjaśnienia. Jednakże w tych okolicznościach zacisnął mocniej ręce na kierownicy i odwrócił się przez ramię, zwracając się do lekarki.
– Co on powiedział? – Był zdenerwowany, zdradzał to jego drżący głos.
– Wczoraj zmarła jego mama…
– Ale on nie mówi o wczoraj, a o dziś – przerwał jej.
Lekarka spojrzała na Tadeusza, a upewniwszy się, że ten ma zamknięte oczy, odparła:
– To chory człowiek, a do tego majaczy przez sen. – Wyjrzała przez okno i spojrzała na szary budynek szpitala, który właśnie mijali po lewej. – Niech pan zjedzie, bo przejedziemy.
Rafał zreflektował się i przyhamował w ostatniej chwili, aby wjechać w drogę wewnętrzną szpitala. Nagła zmiana pędu pojazdu sprawiła, że Tadeusz zaczął się przebudzać.
– Dlaczego tak to pana zdenerwowało? – Rafał usłyszał pytanie lekarki, zatrzymując się przed wejściem na izbę przyjęć.
– Długa historia – odparł i wyszedł z samochodu, nie gasząc silnika. Wraz z lekarką podeszli pod drzwi, przy których siedział Tadeusz, a gdy je otworzył, mężczyzna siedzący na tylnej kanapie samochodu spojrzał na niego obojętnym wzrokiem. Uwadze Rafała nie umknęło, że Tadeusz trzyma w dłoni długopis z czerwoną nasadką, choć nie przypominał sobie, aby miał go wcześniej. Z pewnością nie był to jednak długopis Rafała. Uznał zatem, że tamten musiał trzymać go w którejś kieszeni spodni lub bluzy i wyciągnął tylko dlatego, że uwierał go podczas jazdy.
– Bardzo panu dziękuję – powiedziała lekarka, pomagając wyjść pacjentowi z samochodu i poniekąd odrywając uwagę Rafała od długopisu. – Pewnie jeszcze kwitlibyśmy tam i czekali na transport. Tak czy inaczej dalej już sobie poradzimy. Dziękuję raz jeszcze.
– Służę – odparł z nikłym uśmiechem.
Odprowadzając ich wzrokiem, odtworzył w pamięci słowa Tadeusza: „umrze dzisiaj”. I mimo że lekarka próbowała usprawiedliwić tę wypowiedź, tłumacząc, że chodzi o zmarłą w nocy matkę pacjenta, to Rafał nie mógł pozbyć się wrażenia, że wcale nie o nią chodzi. Słowa te zbyt mocno współgrały z obawami Moniki.
Fragment rozdziału 6