Układanka
Teoria gier
Data wydania: 2018
Data premiery: 27 lutego 2018
ISBN: 978-83-7674-666-1
Format: 130x200
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 352
Kategoria:
34.90 zł 24.43 zł
Julianna Różańska, dziennikarka lokalnej gazety, to kobieta, która ma za sobą trudną przeszłość − uzależnienie od narkotyków, śmierć ukochanego. Brat bliźniak Julianny, Jakub, pomógł jej stanąć na nogi, kiedy rodzice się od niej odwrócili. Wspólnie wyjechali z Łodzi do Katowic, żeby rozpocząć nowe życie. Jakub jest policjantem, dzięki czemu Julianna zawsze pierwsza otrzymuje informacje o ciekawych zdarzeniach w ich regionie.
W Lesie Murckowskim przypadkowy spacerowicz znajduje kości. Eksperci potwierdzają, że są to ludzkie zwłoki. Rozpoczyna się śledztwo. W identyfikacji zwłok pomaga specjalista w dziedzinie antropologii sądowej, choleryk, awanturnik, który nienawidzi Julianny. Współpraca będzie wyzwaniem dla nich obojga.
Zimna klatka schodowa bloku, który został wybudowany w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, była rozświetlona jedynie przez przydymioną i brudną żarówkę. Na podłodze pomiędzy ostatnim piętrem a strychem siedzieli młodzi ludzie, których sylwetki rzucały cienie, wydłużające się pod wpływem nikłego światła. Mężczyzna, mniej więcej dwudziestopięcioletni, miał na sobie zniszczone spodnie, które w latach swojej świetności były koloru granatowego. Teraz przetarcia na kolanach były niemalże błękitne, a materiał tak cienki, że było tylko kwestią czasu, kiedy pojawią się na nim dziury. Czarna kurtka, z której gdzieniegdzie wychodziło poliestrowe wypełnienie, była mocno przybrudzona i biła od niej przykra woń stęchlizny.
Niespokojne niebieskie oczy wpatrywały się w kobietę siedzącą obok. Była niewysoka, o ciemnych włosach, które kiedyś swoją barwą przypominały gorzką czekoladę, a dzisiaj całkiem zmatowiały i wisiały po obu stronach wychudzonej, zapadniętej twarzy. Nie była piękna, teraz nawet nie była ładna, ale miała niesamowite oczy. Duże i tak ciemne, że źrenice były niemalże niewidoczne.
Byli jak ogień i woda – on błękitnooki blondyn, ona czarnooka brunetka. Zawsze razem, zawsze trzymający się za ręce, zawsze dbający wspólnie o swoje potrzeby.
Mężczyzna puścił dłoń kobiety i zaczął grzebać w kieszeni kurtki. Po chwili wyjął z niej strzykawkę, łyżeczkę i zapalniczkę. Drżącymi dłońmi wysypał na łyżeczkę niemal idealnie biały proszek i zaczął go podgrzewać. Kiedy ten się rozpuścił, napełnił płynem strzykawkę i uśmiechnął się do kobiety.
– Mam dla nas coś wyjątkowego – powiedział Szymon i podał Juliannie strzykawkę. – Konrad zapewniał, że to najlepszy towar w mieście.
Julianna wyciągnęła przed siebie trzęsącą się rękę, ujęła w dwa palce strzykawkę i podniosła do góry. Światło z pożółkłej żarówki nadało cieczy niemal czarną barwę. Poruszała palcami, przesuwając strzykawkę raz w górę, raz w dół, i przyglądała się, jak płyn przelewał się po małej przestrzeni.
– Julka – powiedział niewyraźnie Szymon – to dla ciebie. – Dotknął nogi dziewczyny, ale nie poczuła jego dotyku, była zbyt zafascynowana ciemną barwą płynu. Mętne oczy chłopaka patrzyły na nią z wiernym oddaniem, ale ona pozostawała skupiona na czynności, którą wykonywała.
Powoli opuściła rękę i zaczęła miarowo zaciskać i luzować dłoń. Poszukała żyły, gdzie jeszcze udałoby się zrobić zastrzyk, a kiedy znalazła, wbiła się w nią i powoli nacisnęła tłok strzykawki.
Szymon wyciągnął ku niej rękę i powiedział:
– Teraz ja.
Julianna powoli wyciągnęła igłę z żyły i podała chłopakowi. Zachłannie chwycił opróżnioną w niewielkiej części strzykawkę i szybkim ruchem wbił w swoje przedramię. Nacisnął tłok i opróżnił pojemnik. Julianna przyglądała się scenie spod przymkniętych powiek i na jej twarz wypłynął delikatny uśmiech.
Jak w zwolnionym filmie widziała Szymona siedzącego na podłodze, widziała, jak zamknął powieki i wolno oddychał. Nie wiedziała, jak długo mu się przyglądała, może tylko kilka minut, a może kilka godzin. Miała wrażenie, że czas stanął w miejscu, a ona patrzyła na niego nieustannie. W pewnej chwili zarejestrowała, że mężczyzna osunął się po ścianie i zaczął bardzo ciężko oddychać. Chciała wstać i podejść do niego, ale nie potrafiła wykonać żadnego ruchu, jej ciało zupełnie nie reagowało na to, co się wokół niej działo. Wszystko odbywało się w zwolnionym tempie, każdy oddech wydobywający się z jej płuc był płytszy od poprzedniego. Obraz przesuwający się przed oczami tracił kształt, wszystko rozmywało się i stawało coraz ciemniejsze.
Słyszała jakiś niewyraźny głos, który wołał ją po imieniu.
– Julka, Julka… – Głos oddalał się i przekształcał w niezrozumiały szept.
Tuż za sobą, po prawej stronie, poczuła gorący oddech i nieznajomy głos powiedział wyraźnie:
– Juuulkaaa…
Szarpnęła się na łóżku i gwałtownie usiadła, zrzucając z siebie cienką kołdrę. Ukryła twarz w dłoniach i ciężko oddychała. To tylko sen, to tylko cholerny, pieprzony sen! Odgarnęła ciemne włosy z czoła, rozejrzała się po pomieszczeniu i machinalnie obciągnęła rękawy bluzy piżamy. Podniosła kołdrę z podłogi i szczelnie się nią okryła, tworząc wokół siebie bezpieczny kokon. W nogach łóżka ułożył się czarny labrador, posapując i moszcząc się wygodnie. Przez krótką chwilę poczuła się lepiej, kiedy ciepło psiego ciała otuliło jej stopy, by już za moment każdą komórką organizmu doświadczać zżerającego od środka poczucia winy i niechęci do siebie. Nienawidziła się za to, kim była, kim się stała i do czego dopuściła.
Zegar wiszący na ścianie wskazywał kilka minut po trzeciej w nocy. Miała jeszcze trzy godziny, choć dobrze wiedziała, że już nie uśnie. Patrzyła pustym wzrokiem w okno i na nowo odtwarzała sen, który przecież znała doskonale i który od lat ją prześladował. To się nigdy nie skończy.
Kiedy wreszcie odezwał się dźwięk budzika, Julianna już od godziny była na nogach. Wzięła letni prysznic, który był najlepszym lekarstwem na demony z przeszłości. Teraz piła drugą kawę i przeglądała maile, zapisując w notesie najważniejsze sprawy do załatwienia od rana. Czerstwy na ósmą zwołał kolegium redakcyjne, do tego czasu chciał mieć zarys materiałów przydzielonych dzień wcześniej. Julianna była przygotowana, teraz tylko wystarczyło sprawdzić, czy konspekt nie zawiera jakichś błędów. Kiedy po godzinie wychodziła z mieszkania, była gotowa na kolejny dzień wytężonej pracy w redakcji gazety „Śląskie Nowiny”.
Wychodząc z klatki oznaczonej numerem 13, rozejrzała się bacznie dookoła. Pies obwąchiwał mur budynku, w którym mieszkali. Jak zwykle o tej porze okoliczni mieszkańcy spieszyli się do swoich miejsc pracy i szkół. Nic nadzwyczajnego się nie działo, ale Julianna zawsze sprawdzała uważnie ulicę św. Anny. Stwierdziwszy, że nic nie odbiega od normy, otworzyła drzwi od strony pasażera, wpuściła psa na miejsce i czule pogłaskała po głowie. Następnie obeszła samochód i wsiadła do środka. Wysłużony ford ka wymagał wizyty u mechanika, jeśli nie zmiany na nowszy model, ale Julianna na pierwsze nie miała czasu, a na drugie pieniędzy. Pomimo że trwało lato, było zimno i deszczowo, więc tym bardziej doceniała swój mały samochód, który może i nie miał oszałamiającego wyglądu, ale świetnie sprawdzał się w niesprzyjających warunkach pogodowych. Również możliwość parkowania na niewielkich fragmentach wolnej przestrzeni była jego ogromną zaletą.
Wrzuciła na tylne siedzenie brązową torbę z komputerem i notatkami, zatrzasnęła drzwi za sobą i uruchomiła silnik. Za każdym razem, kiedy wykonywała tę prostą czynność, miała duszę na ramieniu i bardzo liczyła na to, że i tym razem samochód jej nie zawiedzie. Kiedy silnik zaskoczył, odetchnęła z ulgą i wyjechała na ulicę Szopienicką.
Każdy dzień Julianny Różańskiej wypełniony był po brzegi. Brała na siebie więcej obowiązków, niż powinna, ale inaczej nie potrafiła. Tylko dzięki temu funkcjonowała, choć Mateusz niejednokrotnie miał o to do niej pretensje. Zbywała je wzruszeniem ramion i z uporem powtarzała te same słowa – taka praca.
Kiedy dotarła do Chorzowa, gdzie mieściła się redakcja „Śląskich Nowin”, było już późno. Zaparkowała krzywo, ale nie przejęła się tym i pobiegła z psem u boku do wejścia. Stary zdecydowanie nie tolerował spóźniania się na kolegia.
Wpadła w ostatniej chwili i usiadła na pierwszym wolnym krześle. Falko położył się obok, przyzwyczajony do przebywania w redakcji, a Julianna powiodła wzrokiem po twarzach kolegów zebranych w pokoju. W sumie ich lubiła, ale nie nawiązywała z nikim bliższych relacji, nie chodziła na imprezy redakcyjne, nie spotykała się na kawie czy piwie po pracy, nie angażowała w żadne znajomości poza biurem.
Po prawej stronie siedział Bartek Kaźmierczak, młody i przebojowy dziennikarz, jak zwykle z nosem w telefonie. Podniósł na chwilę głowę, kiedy Julianna wchodziła do pokoju, kiwnął do niej i wrócił do przerwanego zajęcia. Był bezkompromisowy, nie bał się konsekwencji napisania kontrowersyjnego artykułu i Różańska go lubiła, właśnie za tę waleczność i przebojowość.
Na wprost Julianny siedzieli Grażyna z Przemkiem, coś szeptali do siebie, ale przerwali, kiedy weszła do sali. Uśmiechnęli się do niej niepewnie i kobieta miała wrażenie, że znalazła się w centrum zainteresowania redakcyjnych kolegów. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Nieznacznie wzruszyła ramionami do swoich myśli. Obciągnęła tylko mocniej rękawy bluzki.
Drzwi otworzyły się gwałtownie i wszedł Bogumił Czerstwy, nazywany Starym. Mężczyzna był po pięćdziesiątce, z przerzedzonymi włosami i ciemnymi obwódkami wokół oczu. Rzucił na stół kartki z wydrukami i usiadł na krześle, które jęknęło pod jego ciężarem.
– Witam państwa – powiedział i powiódł zmęczonym wzrokiem po zebranych. – Od razu zaczynamy, bo nie ma czasu na pierdolety. Bartek? – zwrócił się do młodego dziennikarza. – Co masz dla mnie?
Bartek poprawił się na krześle i zerknął na leżące przed nim kartki.
– Mam konspekt artykułu o śmieciach wywalanych przez „Mięsopol”. Oczywiście właściciel, Wiktor Muszyński, się wypiera, twierdzi, że poda nas do sądu za oszczerstwa, ale zdobyłem zdjęcia, jak pracownicy wyrzucają w lesie odpady. Smród będzie się ciągnął za nimi latami, i to gorszy, niż mają na co dzień w zakładzie.
Czerstwy kiwnął głową z aprobatą.
– Dobrze, wiesz, co masz robić – powiedział. – Może uda ci się pogadać z byłymi pracownikami, bo na obecnych bym nie liczył. Tylko nie przewal tego, to może być potężna afera. Grażyna? – zwrócił się do kobiety, która przysłuchiwała się rozmowie.
– Tak – powiedziała, prostując się na krześle. – Jadę na sesję rady miejskiej, ale z tego co wiem, nie są planowane żadne kluczowe uchwały, więc raczej spokój.
Czerstwy ponownie kiwnął głową. Zapisał coś na swoich kartkach i spojrzał na Nowakowskiego. Nie przepadał za młodszym kolegą, uważał, że facet nie ma serca do dziennikarstwa, za to ma nadmierne ego, co zdecydowanie nie było potrzebne w tym fachu.
– Przemek?
– Wybieram się do dilera samochodowego.
– Coś godnego uwagi? – Czerstwy nie potrafił wyzbyć się z głosu sceptycyzmu.
– Ponoć facet handluje kradzionymi autami, może uda mi się czegoś dowiedzieć.
Czerstwy westchnął i spojrzał krytycznie na Nowakowskiego.
– I myślisz, że tak zwyczajnie podejdzie i zapyta: panie, chcesz pan samochód po niższej cenie, kradziony? I skąd w ogóle masz takie informacje? – Bogumił Czerstwy miał ochotę postukać się palcem w czoło, ale pohamował odruch.
Przemek zaczął się wiercić na krześle i chrząknął.
– No, mam… od informatora – powiedział niepewnie.
– Daj sobie spokój, to pewnie jakaś lipa – powiedział stanowczo przełożony. – Pojedziesz na spotkanie zarządu GKS-u, szykuje się ponoć jakiś transfer, chcę wiedzieć kto, za ile i kiedy. – Czerstwy wstał energicznie z krzesła, czym obudził śpiącego obok Julianny Falka.
Przemek westchnął. Wiedział, że dalsza dyskusja z naczelnym nie ma żadnego sensu. Nowakowski nie był fanem sportu, a już zdecydowanie nie lubił piłki nożnej. Miał wrażenie, że Stary robił to specjalnie, jakby nie wierzył, że poradzi sobie z poważniejszym tematem, a jemu marzyła się pierwsza strona, z artykułem, który zostanie zauważony przez prasę ogólnokrajową. Miał ambicje, aby się wybić, pójść dalej, nie chciał przecież wiecznie siedzieć w lokalnej gazetce, która miała niski nakład i mało reklamodawców, a tematy z reguły dotyczyły jakichś lokalnych bzdetów. Zmełł w ustach przekleństwo i kiwnął głową.
– Julka? – rzucił Czerstwy, patrząc na Różańską. – Co masz dla mnie?
Julianna spojrzała szefowi prosto w oczy i powiedziała:
– Kończę zbieranie materiałów o nauczycielce z podstawówki w Czeladzi, myślę, że najpóźniej za dwa dni będę miała pierwszy szkic artykułu.
– Są dowody na to, że znęcała się nad dzieciakami?
– Dzieciaki powoli puszczają farbę, może rodzice będą chcieli ze mną rozmawiać, po południu jestem umówiona na spotkanie z jednym z nich.
– Najlepiej, gdyby udało ci się porozmawiać z dzieciakami.
– Szefie, ale mówmy o realiach, okej? Ja wiem, że tak by było najlepiej, ale przecież nie zmuszę małego gnojka do rozmowy, poza tym wątpię, żeby rodzice się zgodzili.
– Wytłumacz im, że dzięki takiemu materiałowi jest szansa na to, żeby ta kobieta poniosła karę…
Julianna weszła Czerstwemu w słowo.
– Z całym szacunkiem, szefie, ale ja nie potrzebuję porady.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Naczelny zdawał sobie sprawę, że Różańska da radę, zna się na robocie jak mało kto, ale nie mógł pozwolić, żeby się tak do niego odnosiła, szczególnie przy innych podwładnych.
– Dzisiaj chcę szkic – stanowczy głos Czerstwego nie przestraszył Różańskiej.
– Jutro rano. – Julianna mocniej zacisnęła palce na długopisie. Falko, wyczuwając nastrój swojej opiekunki, podniósł głowę i przypatrywał się kobiecie brązowymi ślepiami. Machinalnie opuściła dłoń i dotknęła psiej głowy.
– O ósmej rano na moim biurku. Do pracy!
Julianna zebrała kartki ze stołu w pokoju konferencyjnym i schowała je do torby. Podniosła się z krzesła, ujęła psią smycz i przeszła do swojego biurka. Wyciągnęła laptopa i uruchomiła. Gwar panujący w redakcji uspokajał ją, w przeciwieństwie do ciszy, która miała na nią destrukcyjny wpływ. Mieszkała sama, więc ciszy miała pod dostatkiem. Właśnie wtedy wracały do niej wspomnienia, których wolała nie pamiętać. Pomimo upływu wielu lat przeszłość bolała tak samo i wciąż powodowała poczucie winy i wstręt do siebie.
Julianna wielokrotnie zastanawiała się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby kiedyś podjęła inne decyzje, gdyby nie pociągnęła za sobą dobrego i pomocnego człowieka. On tylko chciał jej pomóc, wyrwać ją z gówna, w którym się znalazła, a jak ona mu się odwdzięczyła? Odebrała mu to, co miał najcenniejszego. Odebrała mu jego życie.
Dzwoniący telefon przerwał jej ponure rozmyślania. Zerknęła na wyświetlacz i westchnęła z rezygnacją. Nie miała teraz ochoty na tę rozmowę, ale wiedziała, że nie może odrzucić połączenia.
– Cześć – powiedziała do słuchawki, starając się, aby jej głos brzmiał spokojnie i w miarę przyjaźnie.
– Myślałem o tobie cały wczorajszy wieczór. – Niski tembr głosu Mateusza rozlał się przyjemnym ciepłem po jej ciele.
– Mateusz… – Znowu sytuacja była niezręczna i ponownie nie wiedziała, co mogłaby mu na to odpowiedzieć. Tak bardzo nie lubiła, kiedy stawiał ją w takiej sytuacji.
– Julka, przecież wiesz… – powiedział znękanym głosem.
– Wiem, Mateusz, wiem – odpowiedziała. – Jestem teraz w pracy, nie bardzo mogę rozmawiać.
– Jasne. – Mężczyzna nie potrafił ukryć żalu w głosie. – Widzimy się wieczorem?
– Tak, przyjedź o dziewiętnastej.
– Kocham cię, Julka – powiedział, ale nie doczekawszy się odpowiedzi, tylko westchnął i rozłączył się.
Julianna pokiwała głową. To zawsze wyglądało tak samo. Ich rytuał, schemat, w którym za każdym razem powtarzali swoje role – ona milczała, a on niezmiennie czekał i miał nadzieję.
Odłożyła telefon i zerknęła na psa śpiącego przy jej krześle. W tej relacji wszystko było proste i nieskomplikowane. Zawsze wiedziała, że jest obok i nie wymaga niczego poza miską jedzenia, spacerami i od czasu do czasu odrobiną pieszczot. Wzruszyła ramionami i powróciła do pracy. Jak dalej będzie tak rozmyślać, to z pewnością nie zdąży z artykułem do jutra.
Moni –
W poszukiwaniu nowości zabłądziłam na tę stronę. Wydają państwo trochę kryminałów-czytadeł, nawet fajnych. Wypadałoby więc choć trochę się znać – kości to nie zwłoki, tylko ewentualnie szczątki. Chyba, że oprócz kości znaleziono coś jeszcze… Ale nie wynika to z opisu, szczególnie, że badać je będzie antropolog sądowy. “W Lesie Murckowskim przypadkowy spacerowicz znajduje kości. Eksperci potwierdzają, że są to ludzkie zwłoki. Rozpoczyna się śledztwo. W identyfikacji zwłok pomaga specjalista w dziedzinie antropologii sądowej, choleryk, awanturnik, który nienawidzi Julianny. Współpraca będzie wyzwaniem dla nich obojga.” a można by tak “W Lesie Murckowskim przypadkowy spacerowicz znajduje kości. Eksperci potwierdzają, że są to ludzkie szczątki. Rozpoczyna się śledztwo. W identyfikacji pomaga specjalista w dziedzinie antropologii sądowej, choleryk i awanturnik, który nienawidzi Julianny. Współpraca będzie wyzwaniem dla nich obojga.”
zaczytana.patka –
Julianna Różańska jest dziennikarką w gazecie “Śląskie Nowiny” w Chorzowie. Bierze na siebie więcej niż powinna chcąc zapomnieć o dręczących ją demonach przeszłości. Przeszłość powoduje poczucie winy i wstręt do siebie. Kobieta ma za sobą trudną młodość i jest mocno poraniona przez życie, które wówczas wybrała. Julia jest wycofana i zamknięta w sobie. Boi się zobowiązań i zmian w swoim życiu, do których namawia ją partner Mateusz. Julianna potrafi zaufać wyłącznie swojemu bratu bliźniakowi Kubie. Jakub jest policjantem, ojcem piętnastoletniej Majki i mężem Weroniki. Próbuje poukładać sobie życie po tragicznej śmierci swojej pierwszej żony. Ucieczką jest dla niego praca. Tymczasem w Lesie Murckowskim zostają odnalezione kości, spalone ludzkie ciało. Rodzeństwo Różańskich spróbuje poskładać w jedną całość wszystkie elementy układanki.
Julia i Jakub mają za sobą trudną przeszłość. Oboje utracili bliskie swemu sercu osoby i choć próbują normalnie żyć, nie bardzo im się to udaje. Najbardziej w tym wszystkim zagubiona jest Majka. Nie może liczyć na wsparcie ojca, kiepsko dogaduje się z macochą a dodatkowo wpada w złe towarzystwo. Samodzielnie musi mierzyć się z problemami dorastania. Kreacja głównych jak i drugoplanowych bohaterów nie jest przypadkowa – jest bardzo dobrze przemyślana. To oni są głównym atutem tej powieści. Mają za sobą wielkie tragedie z którymi walczą. Bohaterowie są bardzo realni i myślę, że nie brakuje osób, które mogą postawić się na ich miejscu.
Autorka poruszyła w swojej powieści bardzo trudne i poważne tematy – narkotyki, żałobę, rywalizację o władzę, pierwszą oraz trudną miłość. Dosyć ciekawym zabiegiem jest to, że książka nie jest typowym kryminałem. Natalia Nowak – Lewandowska stworzyła coś o wiele więcej. “Układanka” to powieść obyczajowa z mocnym i świetnie skonstruowanym wątkiem kryminalnym. Ta powieść jest świetna! Wciąga od pierwszych stron i wywołuje lawinę emocji. Nie raz było mi ogromnie żal bohaterów i z niepokojem śledziłam ich losy. Wątek kryminalny został starannie dopracowany i nie potrafiłam przewidzieć jak zakończy się ta historia. Natalia Nowak – Lewandowska udowodniła, że nie ma dla niej tematów trudnych i potrafi odnaleźć się w każdej roli. Wodzi czytelnika za nos, podsuwa mylne tropy i tworzy nagłe zwroty akcji. “Układanka” bardzo przypadła mi do gustu.
“Układanka” to świetna i poruszająca historia. Tytuł idealnie oddaje to co znajdziemy w środku. Mamy w niej bohaterów, którzy się pogubili i rozsypali a teraz próbują poskładać się w całość. Mamy kryminalną zagadkę, której rozwiązanie tkwi w poskładaniu w jedną część wszystkich elementów układanki. Autorka stworzyła idealne wprowadzenie do cyklu “Teoria Gier”. Gorąco polecam!
https://zaczytanapatka.blogspot.com/2018/03/ukadanka-natalia-nowak-lewandowska.html
aftanasjoanna –
„Układanka” to już trzecia powieść, która wyszła spod pióra Natalii Nowak – Lewandowskiej.
Tym razem rozpoczyna ona cykl trylogii zatytułowany „Teoria Gier”. Jeśli mieliście styczność z wcześniejszą twórczością tej autorki, to wiecie, że nie stroni ona przed podejmowaniem trudnych życiowo i skomplikowanych tematów w swoich powieściach.
Kiedy więc usłyszałam o premierze „Układanki” zatarłam ochoczo swoje czytelnicze łapki i niecierpliwie czekałam na to, co przyniesie nowa powieść.
Julianna Różańska, dziennikarka lokalnej gazety, to kobieta, która ma za sobą trudną przeszłość − uzależnienie od narkotyków, śmierć ukochanego. Brat bliźniak Julianny, Jakub, pomógł jej stanąć na nogi, kiedy rodzice się od niej odwrócili. Wspólnie wyjechali z Łodzi do Katowic, żeby rozpocząć nowe życie. Jakub jest policjantem, dzięki czemu Julianna zawsze pierwsza otrzymuje informacje o ciekawych zdarzeniach w ich regionie.
W Lesie Murckowskim przypadkowy spacerowicz znajduje kości. Eksperci potwierdzają, że są to ludzkie zwłoki. Rozpoczyna się śledztwo. W identyfikacji zwłok pomaga specjalista w dziedzinie antropologii sądowej, choleryk, awanturnik, który nienawidzi Julianny. Współpraca będzie wyzwaniem dla nich obojga.
„Układanka” to starannie dopracowana historia, widać w niej również jak mocno w swoim warsztacie literackim posunęła się autorka. Śmiem zatem twierdzić, z czystym sumieniem, że jest to jej najlepsza powieść, jaką do tej pory dane mi było czytać. Pochłonęła mnie całkowicie i nie było takiej siły, by zmusiła mnie do oderwania się od czytania. Bohaterowie powieści są bardzo wyrazistymi postaciami, nawet ci poboczni są niesamowicie frapujący. Przede wszystkim żyją pełną piersią, a to sprawia, że cała fabuła odbierana jest przejrzyście i realistycznie.
Sądząc po opisie okładkowym, nastawiłam swoje oczekiwania czytelnicze na kryminał. Jednak Natalia zaskoczyła mnie niesamowicie!
Pokusiłabym się raczej o stwierdzenie, że jest to mocno zarysowana obyczajówka z dobrze wykreowaną fabułą kryminalną. Dlaczego tak to odbieram?
Faktycznie nie można zaprzeczyć, że akcja kryminalna, śledztwo, przesłuchania, poszlaki – są wyciągnięte na pierwszy plan. Cała historia rozgrywająca się w powieści kręci się wokół kości znalezionych w Lasku Murckowskim i toczącego się śledztwa. A jednak – uważam, że to, co dzieje się poza nawiasem zbrodni, jest równie emocjonujące, o ile nie bardziej.
Natalia Nowak – Lewandowska nie byłaby sobą, gdyby nie umieściła w swojej powieści życiowych problemów. Bezpardonowo obarczyła nimi swoich bohaterów tworząc zaskakująco żywe i realistyczne postaci, które uwikłane w codzienność, często tą o zbyt szarych odcieniach, dodatkowo wmanipulowane zostają w śledztwo i całą gamę podejrzeń.
„Układanka” porusza kilka istotnie trudnych tematów, między innymi uzależnienie od narkotyków – choć opisane jedynie wzmiankowo – stanowi podwalinę do charakteru jednej z głównych bohaterek. Julianna – swoją postawą, daje mocny przykład na to, że z bagna narkotykowego, przy odpowiednim wsparciu najbliższych i przy woli samego uzależnionego – można wyjść na prostą. Co więcej, udowadnia bez ogródek, że można potem zacząć żyć na mocno ugruntowanej pozycji społecznej.
Powieść porusza również inny motyw – śmierć najbliższej osoby. Pokazuje, że czasem niezmiernie trudno jest się podnieść z załamania emocjonalnego, a jeszcze trudniej zacząć normalnie żyć. Czasem tak trudno jest pogodzić się ze śmiercią i zaakceptować brak ukochanej osoby. Niestety, jak słusznie zauważyła autorka, takim brakiem pogodzenia się z sytuacją, krzywdzimy innych bliskich naszemu sercu. I tu autorka zgrabnie, na zasadzie przyczynowo – skutkowej, przechodzi do kolejnego ważnego tematu: braku zainteresowania nastolatkami. Łagodnie, chociaż dosadnie pokazuje nam co może się zdarzyć, jeśli w okresie dojrzewania nie poświęcimy dziecku odpowiedniej dawki zainteresowania, zrozumienia i akceptacji. Możemy stać się pośrednią przyczyną, która pchnie młodego, nieukształtowanego człowieka w wir „zakazanego życia” na squat’cie, gdzie czyhać może na niego ogrom niebezpieczeństw, w tym: przemoc, narkotyki, alkohol, gwałt czy nawet śmierć. Możemy przegapić to co najważniejsze: pierwszą miłość naszego nastolatka czy pierwszy seks.
Warto zastanowić się nad tematami poruszanymi w powieści. We współczesnym świecie są to coraz częstsze zjawiska, a my siedząc w domu niejednokrotnie bardziej lub mniej świadomie odsuwamy od siebie takie zagrożenia. Wolimy o nich nie pamiętać, pogrążeni w pracy, pogoni za pieniądzem, zapatrzeni we własne „ja”.
„Układanka” jako połączenie trudnej obyczajówki z dobrze skrojonym kryminałem – stanowi świetną fuzję. To oczywiście moje subiektywne zdanie. I stosunkowo nowe doświadczenie literackie. Do tej pory opierałam się na ciepłych obyczajówkach, skomplikowanych kryminałach z lekką nutą obyczaju, komediach kryminalnych itp.
A tu – taka mieszkanka wybuchowa!
Bardzo mnie to cieszy, bo to znaczy, że nasza polska literatura współczesna ciągle ewoluuje i nie spoczywa na laurach.
A Natalia Nowak – Lewandowska świetnie daje temu przykład, nie bojąc się mieszać ze sobą różnych gatunków – odważnie stawiając kroki na wydawniczym rynku.
Natalio – serdecznie gratuluję odwagi! Dla mnie rewelacja!
„Układanka” zachwyci Was, zaintryguje i wciągnie w wir wydarzeń. Akcja powieści nie pozwoli Wam na choćby odrobinę nudy – nie da chwili wytchnienia. Będziecie czytać aż do ostatniej strony…która pozostaje otwarta do kolejnych części.
Jestem niezmiernie ciekawa co autorka zaserwuje w kolejnej odsłonie „Teorii Gier”. Już teraz wiem, że nie odpuszczę tej przedniej lektury. Nie ma takiej możliwości…
Natalia Nowak – Lewadowska z takim talentem do kombinacji fabularnej, odwagą i zamiłowaniem do podejmowania problematycznych tematów – jest niezłą konkurencją, dla tych wszystkich, którzy piszą, aby pisać.
Ja zdecydowanie, wolę stawiać na jakość tego co czytam!
A „Układanka” zaspokoiła mnie (na chwilę) w moich zapędach do dobrej lektury!
Na chwilę, gdyż apetyt rośnie w miarę jedzenia…a ja czekam na kolejny tom „Teorii Gier”.
Nakłaniam Was do lektury. Nie przechodźcie obojętnie obok „Układanki” – weźcie ją do ręki i niech jej poszczególne elementy zawładną Waszą czytelniczą duszą.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Autorce i Wydawnictwu Replika.
z bloga: https://przeczytajka.blogspot.com/2018/03/ukadanka-natalia-nowak-lewandowska.html