Bańki mydlane
Data wydania: 2019
Data premiery: 16 kwietnia 2019
ISBN: 978-83-66217-14-0
Format: 130x200
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 208
Kategoria:
32.90 zł 23.03 zł
Michalina ma wszystko, co jest pożądane w młodym wieku: kochającą rodzinę, trafione studia, pochłaniającą pasję, przyjaciół oraz uroczego chłopaka, Jakuba. Sielankę burzy podejrzenie, że dziewczyna jest w ciąży. Wkrótce jednak okazuje się, że nie ciąża, lecz złośliwy nowotwór wywraca jej poukładane życie do góry nogami.
Jak odnaleźć się w nowej, okrutnej rzeczywistości, od której nie ma ucieczki?
Bohaterka ma na to receptę. W czasie krótkotrwałej poprawy zdrowia realizuje swoje plany i urzeczywistnia pomysły. Czy to wystarczy, aby u kresu życia odczuwać spokój i mieć czyste sumienie? Być może tak, lecz mimo to Michaliny nie opuszcza lęk przed śmiercią. Obawia się osamotnienia oraz… nudy.
Bańki mydlane zachwycają w całej swej prostocie. Przywracają nam ufność, dodają otuchy i uczą współodczuwania. To wyjątkowa powieść autorstwa wyjątkowej kobiety.
Magdalena Majcher
przegląd-czytelniczy.blogspot.com
Autorka przekaże swoje wynagrodzenie z tytułu sprzedaży książki na rzecz Hospicjum Św. Łazarza w Krakowie.
Dochodziła północ, lecz z wyjątkiem Krystiana nikt spośród bawiących się w dyskotece nie zwracał na to uwagi. Muzyka wciąż grała, kołysząc tłum młodzieży spragnionej zabawy. Światła stroboskopowych lamp rzucały obłędną poświatę na tańczących, co sprawiało, że wyglądali oni jak istoty z pogranicza jawy i snu. Hałas był taki, że prócz piosenek puszczanych przez DJ-a nie dało się usłyszeć dosłownie niczego.
W sali barowej było znacznie ciszej, lecz i tutaj należało zdzierać gardło, aby prowadzić rozmowę. Michalina, bohaterka wieczoru, odpoczywała właśnie przy barze. Koleżanki wyciągnęły ją na imprezę, mimo że powinna uczyć się do klasówki. Okazja była jednak niebagatelna, tego właśnie dnia wkraczała bowiem w dorosłość. Świętowała tę okoliczność wraz z kilkoma przyjaciółkami, wznosząc toasty niskoprocentowym radlerem.
Dziewczęta jak to dziewczęta – radosne, rozchichotane, pełne marzeń, spragnione zabawy – uważnie lustrowały goszczących w lokalu chłopców, komentując przy okazji ich wygląd, czasami głośno i niewybrednie, czasami ciszej.
Michalina, która w przeciwieństwie do koleżanek nie była specjalnie przyzwyczajona do tak głośnych zabaw, zaczynała odczuwać znużenie. Nieczęsto odwiedzała dyskoteki, jej rodzice byli dosyć surowymi ludźmi i trzymali krótko zarówno ją, jak i dwie starsze córki. Tego wieczoru okazali jednak większą pobłażliwość i ze względu na okazję przymknęli oko i na dyskotekę, i na kusą spódniczkę. Niemniej chętnie wróciłaby już w zacisze swojego maleńkiego, dzielonego z Gosią pokoiku. Ze znudzeniem odpowiadała na zaczepki Artka – chłopca, który kilka tygodni temu postawił sobie za punkt honoru, że ją poderwie. Bardzo poważnie podchodził do tego planu i od jakiegoś czasu wciąż kręcił się w pobliżu.
Nagle dziewczyna dostrzegła siedzącego na uboczu bruneta. Spotykała go od czasu do czasu na mieście, zawsze w przelocie. Można było powiedzieć, że znali się jedynie z widzenia, a Michalina nie wiedziała nawet, jak chłopak ma na imię. Domyślała się jedynie, że jest studentem, gdyż najczęściej widywała go przy zbiegu Alei Trzech Wieszczy z Czarnowiejską, w bezpośredniej bliskości Akademii Górniczo-Hutniczej. Ona uczyła się w „pięćdziesiątce jedynce” na Kijowskiej, więc idąc do szkoły, siłą rzeczy mijała uczelnię.
Coś w jego oczach sprawiało, że zwracał na siebie uwagę. Był wysoki, smukły, miał ciemne, modnie ostrzyżone włosy i zazwyczaj nosił trzydniowy zarost. Ilekroć przechodził obok niej, Misia odczuwała, że dzieje się z nią coś dziwnego. Niezależnie od temperatury otoczenia ogarniało ją gorąco, a krew zaczynała w niej wrzeć. Podobał się jej nieprawdopodobnie i marzyła o tym, aby go poznać. Nigdy nie zdobyła się na to, aby przejąć inicjatywę, gdyż rodzice wpoili jej przekonanie, że nie wypada, aby dziewczyna pierwsza nagabywała chłopca.
Na pewno podobał się również jej koleżankom. Często chichotały na jego widok, patrzyły na niego zaczepnie lub rzucały jakąś uwagę, lecz owo zdawkowe „cześć” było ewidentnie przeznaczone dla Michaliny – mówiąc to, zawsze spoglądał jej prosto w oczy.
Było w nim coś fascynującego. Nawet teraz, gdy siedział na wysokim barowym stołku, puszczając bańki mydlane, przyciągał wzrok. W jednej dłoni trzymał nieduży pojemniczek, w którym co jakiś czas zanurzał plastikową szpatułkę z otworkiem. Michalina z fascynacją obserwowała, jak młody mężczyzna nabiera powietrza i puszcza wielobarwne, kuliste roje. Bańki unosiły się wokół, wirując i mieniąc się kolorami tęczy. Większość z nich dość szybko pękała, lecz kilka doleciało do dziewczyny.
Starała się nie pożerać go zachłannym wzrokiem, gdyż nieznajomy patrzył w jej stronę. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, puścił do niej oko i wydmuchnął kolejną porcję baniek. Wyglądał tak, jakby wahał się, czy wstać, czy zostać na miejscu. Michalina przesłała mu uśmiech ponad ramieniem zagadującego ją Artka. Pomyślała, że byłoby miło, gdyby do niej podszedł. Była ciekawa, kim jest, jak ma na imię i czy rzeczywiście te wszystkie spojrzenia i uśmiechy były kierowane do niej.
Zapewne gdyby nie wypite wcześniej piwo, nie zebrałaby się na odwagę, aby w jakikolwiek sposób zachęcić chłopca do działania, była bowiem dość powściągliwa i z natury trochę nieśmiała. Szybko pożałowała tego impulsu. W tej samej chwili Artek, zachęcony porozumiewawczym uśmiechem, który nie był przeznaczony dla niego, objął Michalinę w poufały sposób i chciwie przycisnął usta do pociągniętych błyszczykiem dziewczęcych warg.
Dziesięć sekund wcześniej zapytał, czy może ją pocałować. Nie wiedział jednak, że Michalina w ogóle go nie słucha.
Zaskoczona, w pierwszej chwili znieruchomiała, poddając się pocałunkowi, którego sobie nie życzyła. Wargi Artka były mokre, a jego język nieprzyjemnie oślizgły. Miała wrażenie, jakby w jej ustach wiło się jakieś obrzydliwe stworzenie podobne do ślimaka bez skorupki. Na domiar złego poczuła, że dłonie kolegi ześlizgują się z jej pleców na pośladki.
Krystian patrzył na całującą się parę. Gdy zobaczył, że dłonie chłopca przesuwają się po plecach dziewczyny, przeczesują jej długie włosy i zmierzają w dół, poczuł zazdrość. Wstał zdegustowany i rzucił na bar pojemnik z płynem do puszczania baniek.
Jest dokładnie taka sama, jak wszystkie laski, uznał z głęboką niechęcią. Rzuca zalotne uśmiechy, a sekundę później ściska się z kimś innym. I pomyśleć, że uważał Michalinę za kogoś zupełnie innego!
Wiedział, jak dziewczyna ma na imię – wpadła mu w oko już dawno temu, krótko po rozpoczęciu nauki w liceum. Sporo się o niej dowiedział, gdyż studiował z jej kuzynem. Kolega wspominał mu, że tego dnia kończyła osiemnaście lat.
Był nią zafascynowany – niesamowicie podobały mu się jej wielkie brązowe oczy ocienione gęstwiną rzęs, sięgające do pasa ciemnobrązowe włosy, smukłe nogi i gracja baletnicy. Od dawna chciał ją poznać, lecz uważał, że jest za młoda i nie powinien mącić jej w głowie. Wyglądała na mądrą dziewczynę, niemyślącą o błahych miłostkach. Uśmiech, którym czasami okraszała swoje „cześć”, pozbawiony był kokieterii. Tak przynajmniej łudził się do tej pory.
Kamil, kuzyn Michasi, opowiadał mu o niej chętnie i szczegółowo, utwierdzając go w przekonaniu, że nie myli się w ocenie dziewczyny. Z jego słów wynikało, że jest dla Krystiana wprost stworzona – wyciszona, spokojna, z bogatym wnętrzem. Miała duszę artystki, wciąż coś malowała lub rysowała. Chciała pójść do liceum plastycznego. Jej rodzice nie zgodzili się na to, uważając, że musi zdobyć lepsze wykształcenie, które dałoby jej w przyszłości szansę na stabilizację materialną.
Krystian uważał, że to błąd – nie powinni byli zakazywać córce podążania drogą, dzięki której mogłaby realizować swą życiową pasję. Wiedział, że Michalina jest utalentowana. Jakiś czas temu Kamil wyłudził od niej kilka akwareli i jedną z nich podarował przyjacielowi. Krystian oprawił ją i powiesił w swoim pokoju, na wprost łóżka. To była pierwsza i ostatnia rzecz, którą widział każdego dnia. Przedstawiała bańki mydlane na tle nieba z pierzastymi, białymi chmurkami. Niby nic niezwykłego, lecz nie mógł oderwać wzroku od idealnych kul mieniących się barwami tęczy, zza których prześwitywał błękit i obłoki. Dostrzegał w tym nie tylko artyzm, ale również głęboką wrażliwość dziewczyny.
Marzył o niej. Póki nie znał Michaliny osobiście, mógł upajać się wyobrażeniami na jej temat. Wydawała mu się równie idealna, jak unoszone wiatrem bańki – nieskazitelna i delikatna. Być może właśnie dlatego, że obawiał się konfrontacji marzeń z rzeczywistością, nie potrafił wykonać pierwszego kroku.
A jednak nie mógł w nieskończoność mijać jej obojętnie na ulicy. Kamil cały czas zwracał mu uwagę, że najwyższa pora, aby zrobił coś z tym zauroczeniem. Był najrówniejszym kumplem świata – nigdy nie zdradził przed kuzynką, że Michasia ma cichego wielbiciela.
Wspólnie ustalili, że tego dnia, tuż po północy, Krystian zamówi Happy Birthday, a później złoży jej życzenia i poprosi ją do tańca. Niestety, cały plan diabli wzięli, bo okazało się, że wbrew zapewnieniom Kamila w życiu Michaliny był jednak jakiś chłopak.
Krystian szybkim krokiem skierował się do wyjścia, puszczając mimo uszu słowa DJ-a , że następna piosenka dedykowana jest pewnej młodej damie, która właśnie wkroczyła w dorosłość. Wyszedł na zewnątrz, wsiadł na motocykl i włożył kask. Chwilę później włączył się do ruchu, nie zauważając nadjeżdżającej z dużą prędkością ciężarówki.
nika2002 –
Do przeczytania kolejnej książki Pani Edyty Świętek, Wydawnictwo Replika wcale nie musiało mnie namawiać. Bańki mydlane – tytuł jakże wiosenny, dziewczęcy. Której z nas nie fascynowały piękne bańki. Tak różnorodne, wielokolorowe i delikatne. Zastanawiałam się skąd taki tytuł. Już wiem… To będzie krótka recenzja, bo każdy z nas inaczej przeżywa ten trudny temat.
Michalina jest młodą, piękną, pełną ambicji i pasji dziewczyną, kiedy zaczyna chorować. Ma 23 lata. Diagnoza – nowotwór złośliwy. Wszystkie jej plany, marzenia zostają odsunięte na dalszy plan. Dziewczyna walczy, nie podaje się. W walce wspiera ją najbliższa rodzina, chłopak Jakub, przyjaciółka. Po kilku miesiącach walki nastąpił przełom. Michalina poczuła się lepiej. Rak został pokonany.
„Dziura w życiorysie odcisnęła na niej swoje piętno. Przyszedł czas na spłacanie długu, który zaciągnęła u losu. Opieka nad zwierzętami to był tylko początek. Ponieważ czuła, że część wyznawanych wcześniej wartości uległa dewaluacji, zamierzała teraz poważnie zająć się pomaganiem innym. Jeszcze nie była na to dość silna, zarówno mentalnie, jak i fizycznie, lecz docelowo chciała wspierać osoby chorujące na nowotwory. Była żywym przykładem tego, że możliwy jest powrót do zdrowia. Wierzyła, że opowiadając innym chorym o sobie, będzie w stanie wlać w ich serca otuchę i zmobilizuje ich do walki.”
Przepiszę jedno zdanie z okładki książki: „Mądra i pokrzepiająca historia o odchodzeniu”.
Nie będę pisać dużo bo się nie da. Powinniście sami przeczytać.
Ta książka to jedno wielkie wzruszenie. Nie pamiętam, żebym tak płakała przy książce. To opowieść o młodości, pasji, miłości, o nieuleczalnej chorobie, cierpieniu. Opowiedziana w piękny, subtelny sposób. Pani Edyta nawet trudne, bolesne tematy potrafi przekazać w ciekawy, lekki sposób.
Autorka swoje wynagrodzenie ze sprzedaży książki przekaże na rzecz Hospicjum Św. Łazarza w Krakowie. To piękny gest. Tym bardziej zachęcam i polecam tę książkę