Drzewa szumiące nadzieją.
Spacer Aleją Róż t. 3
Data wydania: 2021
Data premiery: 6 lipca 2021
ISBN: 978-83-66989-20-7
Format: 130x200
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 496
Kategoria: Literatura współczesna
42.90 zł 30.03 zł
Edyta Świętek z właściwą sobie lekkością nakreśliła przejmujący obraz nowohuckiej społeczności żyjącej w trudnych czasach ważnych przemian dziejowych. Czytelnik nie znajdzie tu lukrowanych opisów, lecz twardą, często okrutną rzeczywistość. A jednak z tej niepięknej, brudnej szarości co jakiś czas wyłania się jasne światło, dające nadzieję na lepsze jutro. Serdecznie polecam!
Hanna Greń, pisarka
Autorka poczytnych powieści w brawurowy sposób serwuje osadzoną w realiach wczesnego PRL-u historię rodzinną ze zbrodnią i zemstą w tle.
Drzewa szumiące nadzieją to trzeci już tom nowohuckiej sagi Spacer Aleją Róż. Tym razem autorka zabiera nas do najmłodszej dzielnicy Krakowa u schyłku lat 50., kiedy to doprowadzeni do ostateczności antykościelnymi działaniami władzy robotnicy podejmują desperacką walkę w obronie krzyża będącego symbolem nie tylko wiary, ale także wolności. Coraz częściej buntują się przeciw ograniczeniom narzucanym przez władzę ludową. Wychowani w chrześcijańskich tradycjach, podejmują bezpardonową walkę o zgodę na budowę kościoła. W mieście dochodzi do krwawych starć z jednostkami Milicji Obywatelskiej wspieranymi przez oddziały ZOMO. Na tle historycznych wydarzeń rodzina Szymczaków powiększa się, przeżywa wzloty i upadki, a za zryw w obronie wiary i samostanowienia będzie musiała zapłacić wysoką cenę.
Sięgnęła po szlafrok i narzuciła go na koszulę nocną. Rozsądek podpowiadał, że za łomot do drzwi, który wciąż nie ustawał, odpowiada ktoś obcy. Wszak Andrzej nie tłukłby się bez opamiętania, wiedząc, że w domu śpią dzieci.
Jakby w odpowiedzi na tę myśl usłyszała kwilenie niemowlęcia.
– Cii… Śpij, kruszynko, śpij – szepnęła. – Zaraz do ciebie przyjdę.
Wiedziała, że nie może zostać z dzieckiem, bo inaczej człowiek stojący za drzwiami nie przestanie w nie walić. A to może tylko pogorszyć sytuację. Jeszcze tylko tego brakowało, aby do kompletu obudził się synek i też zaczął marudzić.
– Kto tam? – zapytała w przedpokoju.
Niemowlę zaczęło głośno płakać. Skonsternowana matka wahała się, czy wrócić do dziecka, czy raczej otworzyć dobijającej się osobie, aby zapobiec dalszemu hałasowi. W końcu zdecydowała się na to drugie. Odryglowała zamek i uchyliła drzwi na szerokość łańcucha uniemożliwiającego otwarcie ich szerzej. Zobaczyła dwóch mundurowych i człowieka w cywilnym ubraniu. Ledwo zdążyła odskoczyć, gdy stojący na zewnątrz milicjanci naparli z całych sił. Niezbyt mocno zamontowane zabezpieczenie puściło. Paździerzowe płyty z hukiem uderzyły o ścianę. Kobieta pisnęła przestraszona.
– Matko Boska! Co się dzieje? – wykrzyknęła.
Jeden z mężczyzn – czerwony na twarzy blondyn o nieprzyjemnym wyglądzie – złapał ją za rękę i bez słowa wyjaśnienia pociągnął do pokoju. Drugi zatrzasnął drzwi, nie przejmując się hałasem. Trzeci podszedł do łóżeczka i wyjął płaczące maleństwo.
– Co pan robi?! Niech pan zostawi moje dziecko! – zaprotestowała, lecz on miał to za nic. Chciała zabrać mu córkę, aby ją utulić, lecz powstrzymał ją silny uścisk dłoni zaciśniętej na jej przedramieniu.
– Obywatelka Szymczak Sabina?
– Tak. Kim jesteście?
– Służba Bezpieczeństwa – oznajmił człowiek w prochowcu. – A teraz zamknij się, głupia babo, i posłuchaj, co mamy ci do powiedzenia.
Zaczęła się szamotać. Przepełniała ją obawa o córkę. Mężczyzna, który ją trzymał, zatkał jej usta dłonią.
Tymczasem milicjant, który wziął dziewczynkę na ręce, podszedł do okna. Jedną ręką trzymał maleństwo, drugą próbował otworzyć kwaterę. Ponieważ nie mógł sobie poradzić, przyszedł mu z pomocą kolega.
Sabina z przerażeniem spoglądała na milczących funkcjonariuszy. Chciała zawołać na pomoc kogoś z sąsiadów, lecz jej głos skutecznie dławiła dłoń w skórzanej rękawiczce. Czuła w ustach nieprzyjemny posmak. Szamotała się jak oszalała, próbując drapać, kopać albo chociaż gryźć, lecz jej wysiłki spełzały na niczym.
– Przestań się miotać – powiedział milicjant, który otwierał kwaterę. Podszedł i boleśnie uszczypnął ją w pierś.
Ten, który trzymał na rękach dziecko, wyjrzał przez okno. Wychylił się nawet, prawdopodobnie aby ocenić wysokość. Nic sobie nie robił z tego, że noworodek może mu wypaść.
– Mamy, obywatelko, sprawę do omówienia. Jeśli nie chcecie, aby małego zasrańca spotkało coś złego, radzę wysłuchać, a potem zastosować się do rozkazów. Czy to jasne?
Gerreth –
„Drzewa szumiące nadzieją” to trzeci już tom nowohuckiej sagi „Spacer Aleją Róż”. Tym razem Edyta Świętek zabiera nas w schyłek lat pięćdziesiątych, kiedy to doprowadzeni do ostateczności antykościelnymi działaniami władzy robotnicy podejmują desperacką walkę w obronie krzyża będącego nie tylko symbolem wiary, ale także symbolem wolności. Za ten zryw w obronie wiary i samostanowienia rodzina Szymczaków będzie musiała zapłacić wysoką cenę.
Jednocześnie autorka prowadzi nas poprzez meandry losów bohaterów, którzy dokonują różnych, nie zawsze słusznych wyborów. Edyta Świętek nie uczyniła ich idealnymi, nie pozwoliła, by zaistnieli tylko w jednym wymiarze i właśnie przez tę jakże ludzką skłonność do popełniania błędów są tacy realni, i tacy bliscy czytelnikowi jak dobrzy znajomi.
Autorka z właściwą sobie lekkością nakreśliła przejmujący obraz nowohuckiej społeczności żyjącej w trudnych czasach ważnych przemian dziejowych. Czytelnik nie znajdzie tu lukrowanych opisów, lecz twardą, często okrutną rzeczywistość. A jednak z tej niepięknej, brudnej szarości co jakiś czas wyłania się jasne światło, dające nadzieję na lepsze jutro.
Dodatkowo zachwyca mnie zgodność fabuły z historycznym przekazem. Edyta pięknie połączyła fikcję literacką z prawdą o tamtych czasach. Nic tu nie zgrzyta, nic się ze sobą nie kłóci, wszystko natomiast idealnie się zazębia, tworząc spójną, harmonijną całość.
Jestem pod wrażeniem ogromu pracy, jaki autorka musiała włożyć w przygotowania, zanim mogła zasiąść do opisywania tych scen. Dzięki temu uzyskała oszałamiające efekty, dobitnie świadczące o tym, że nie zawsze następne części nie dorównują poprzednim. „Spacer Aleją Róż” trzyma linię i doprawdy nie potrafię wskazać, która część jest najlepsza. Najlepsze są wszystkie.
Czytaninka –
To już mój trzeci spacer Aleją Róż, oczywiście cudowny spacer, z którego nie chciałoby się wracać do rzeczywistości, ale co zrobić, skoro czytelnik w końcu musi kiedyś trafić na tę ostatnią zapisaną stronę w książce. Z wielką przyjemnością wróciłam do losów Szymczaków, których troszkę już mi brakowało. Edyta Świętek po raz kolejny zachwyca swoją lekturą swojego czytelnika. To książka, od której nie sposób się oderwać. Tyle się dzieje w tym tomie, że kiedy człowiek już zacznie czytać nawet wszelkie obowiązki domowe schodzą na drugi plan i stają się nieważne.
Autorka przedstawia nam tutaj wzloty i upadki każdego z Szymczaków oraz ich rodzin. Stara się nam uświadomić, że nawet, gdy jesteśmy skłóceni ze swoją rodziną, w obliczu tragedii staje się to nieważne i jeden za drugim staje murem. Tak właśnie powinna wyglądać rodzina, wzajemne wsparcie jest niezwykle ważne.
Świetna kreacja bohaterów, ale tego mogliśmy się spodziewać. Niektórzy z bohaterów mają swoje chwile słabości, z którymi próbują sobie radzić niekoniecznie w najlepszy sposób. Jednak człowiek uczy się całe życie na własnych błędach. Grunt, żeby zrozumieć swoje złe postępowanie i próbować je polepszyć. Krysia wciąż wrogo postrzega swoją siostrę, myśląc, że ta za każdym razem pragnie zrujnować jej życie i odebrać jej mężczyznę. A właśnie to Julia jest takim aniołem rodziny, zawsze do wszystkich wyciąga pomocne dłonie. Od jakiegoś czasu obserwuje ją tajemniczy mężczyzna. Czy odegra ważną rolę w jej życiu? Bronek wciąż jest prześladowany przez Marczyka, który uczepił się myśli, iż to właśnie on zabił jego brata, którego pragnie pomścić. Ludzie wierzący pragną uzyskać zgodę na budowę kościoła. Wynikną z tego zamieszki, w wyniku których niektórzy ucierpią.
Nie mam pojęcia, jak Edyta Świętek to robi, ale ja już wiem, że ciężko mi się będzie rozstać z Szymczakami z którymi niezwykle się zżyłam. Za każdym razem z zapartym tchem śledzę losy naszych bohaterów, przeżywam z nimi smutki, cieszę się w chwilach radości. Czuję się stałym obserwatorem ich poczynań. Edyta dostarcza nam wielkiej dawki emocjonalnej podczas czytania. Jej bohaterowie są różnorodni, każdy ma jakieś słabości i mocne strony, ale tak samo bywa w naszym życiu. Przez to są niezwykle realni i bliscy naszemu sercu.
To, co zachwyca w powieści to niezwykły obraz nowohuckiej społeczności, który autorka odzwierciedliła idealnie. Nie mamy tutaj jakiś cukierkowych opisów, lecz często brutalną rzeczywistość z jaką muszą mierzyć się nasi bohaterowie. Wszystko składa się w jedną kompletną spójność. Fikcja literacka łączy się z realiami tamtych czasów. Edycie należą się wielkie brawa, za wkład włożony w napisanie kolejnego tomu. Gdybym musiała wybierać, który z dotychczasowych jest najlepszy, nie mogłabym tego zrobić, gdyż kocham je wszystkie.
Muszę jeszcze powiedzieć, że musiałabym “udusić” autorkę za takie zakończenie. No jak tak można postąpić z czytelnikiem? Edytko, ja się pytam jak? I jak tu wytrzymać do premiery IV tomu?
Drzewa szumiące nadzieją to dalsze losy rodziny Szymczaków, która niejednokrotnie się powiększy. To wzloty i upadki ludności nowohuckiej, która nie pozwala już tak władzy na narzucanie swoich ograniczeń, lecz zaczyna się buntować. To historia, dzięki której nasze serca napełnią się nadzieją, która pozwala przetrwać niejeden gorszy czas. Polecam, polecam, polecam.